niedziela, 4 listopada 2012

Co by było, gdyby PiS rządziło?


Nietrudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby PiS rządziło. A jeszcze dokładniej: gdyby rządził Jarosław Kaczyński, bo w jego partii nikt samodzielnie myślący nie został. Jeżeli nawet można kogoś byłoby takiego na upartego znaleźć, to jedynie w dalekich szeregach, ale mają podkulone ogony i miauczą, jak kot prezesa, czyli Adam Hofman.

Polska byłaby rządzona polityką smoleńską, bo ta doktryna już została sformułowana ostatecznie, we wtorek, gdy "Rzeczpospolita" napisała o trotylu, a prezes i jego ludzie pokroju Antoniego Macierewicza rzucili się na temat, jak psy na gnat. Poszczekali na swoich - Donalda Tuska - i na obcych - Władimira Putina.

Sformułowany został wróg zewnętrzny, który odpowiada za "zbrodnię niesłychaną" - Rosja. Dominika Wielowieyska w "Wyborczej" opisuje, jak ten mechanizm dalej byłby nakręcany. Na tym blogu opisywane było to wielokrotnie, z bardzo podobnymi spostrzeżeniami.

Przede wszystkim nikt w UE, ani USA nie chciałby się zająć katastrofą smoleńską, na nowo byłaby ona badana pod rządami Kaczyński. Wówczas powstałaby komisja śledcza własnego chowu, do której nie dostałby się nikt spoza wyznawców trotylowego zamachu i wiary smoleńskiej.

Wcale nie musiałby uczestniczyć w niej Antoni "Trotyl" Macierewicz, tego Kaczyński chciałby uniknąć, ale trotyl musiałby zwyciężyć. Zwyciężyłby fałszywie pojmowany honor, a Polska popadłaby w ruinę gospodarczą, społeczną, a może nawet z czasem w straciłaby podmiotowość. Kaczyński dzisiaj jest o wiele groźniejszy niż w latach 2005-07, gdy starano się zdegradować nasz kraj do IV RP.

Groźba powrotu Kaczyńskiego do władzy jest realna i należy bić w każdy dzwon przestrogi. Ale nie z histerią i za każdym razem, bo Polacy się przyzwyczają i od alarmów ogłuchną. Wszak nikt nie chciałby być zdegradowany do roli kota Kaczyńskiego, nawet dachowca, który mimo wolności też miauczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz