Zmarły kilka dni temu włoski kardynał Carlo Martini w ostatnim wywiadzie - uważanym za testament arcybiskupa Mediolanu - apeluje do władz w Watykanie i do najważniejszej postaci, czyli do Benedykta XVI, aby najstarsza instytucja Zachodu uległa diametralnej zmianie, aby Kościół zmienił się od podstaw.
Kościół jest zmęczony, pusty wewnątrz, opakowany barokowo przesadnie, zostali w nim tylko urzędnicy Pana Boga - kler.
Kardynał trochę inaczej to nazywa, ale taki jest sens jego apelu-testamentu.
Zmiana powinna zacząć się od każdego poszczególnego hierarchy, zacząć od siebie rewolucyjne zmiany, a tak naprawdę spojrzeć najgłębiej w historię, do podstaw, do źródeł, gdy Kościół wywodził się z ludu i był dla najbiedniejszych, zaś kapłanów wybierano w demokratyczny sposób przez wiernych.
Kapłanem zostawał wierny, który cieszył się największym zaufaniem gminy. Zmarły Martini postuluje konkrety: znajdźcie 12 zaufanych spoza Watykanu, niech poprowadzą Kościół, jak apostołowie.
Martini cieszył się wśród Włochów niekwestionowaną charyzmą, przyczynił się do rozbrojenia terrorystycznych Czerwonych Brygad w latach 80. ubiegłego wieku.
Czy ktokolwiek z Kościoła podejmie ten trud zmian? Pytanie retoryczne, bo Kościół oprócz tych cech negatywnych wymienionych przez kardynała, ma inną wadę zasadniczą: jest głuchy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz