Słabością kandydata PiS na premiera Piotra Glińskiego jest to, że nie jest on Jarosławem Kaczyńskim.
Prezes PiS dał sygnał, że się boi. Nie potrafi zwyciężać, więc ktoś inny zastępuje go w grze parlamentarnej.
Jest to jeszcze wyraźniejszy sygnał dla samego PiS i w miarę rozgarniętych wyborców: Kaczyński wcześniej wysłał przodem Kazimierza Marcinkiewicza. Gdy ten przekonał Polaków do siebie, bezceremonialnie odebrał mu stanowisko, sam został premierem i dokumentnie rządzenie spieprzył.
Podobnie zauważa Marek Migalski, który nawet tego, który podsunął Kaczyńskiemu pomysł z Glińskim, nazywa: jest albo kretynem, albo kretem.
Z kolei sam siebie przechodzi Joachim Brudziński. Kandydaturę Glińskiego nazywa intelektualną prowokacją.
Czyżby Brudziński był owym kretynem? Wszak kretem nie jest. Wychodzi na to, że tak, gdyż w ustach Brudzińskiego słowo "intelekt" i rozważania, w których umysł jest podmiotem, należy zaliczyć do oksymoronu.
Jakie będą wyniki ostatnich inicjatyw PiS, pokażą najbliższe sondaże. Wszystko jednak wskazuje, iż PiS przekonuje przekonanych ("patriotów"), ale oddala się od pozostałych - większości - Polaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz