Polacy to blondyni
poniedziałek, 7 lipca 2014
Nie-katolicy, ocknijcie się
Kilka portali opublikowało list Marty Szperlich-Kosmali, który jest skierowany do nie-katolików. Autorka nawołuje: czas się ocknąć.
Autorka listu jest stosunkowo młodą osobą, w latach 90. uczęszczała do liceum, gdy toczyła się wojna o preambułę w Konstytucji, aby nie występowało w niej invocatio Dei.
List ujmuje zjawiska, które wysypały się w ostatnim czasie z Kościoła i zawłaszczają wspólną przestrzeń publiczną.
List jest zgrabnie napisany i uzmysłowia, ile chorobliwych zjawisk katolickich przeszkadza społeczeństwu normalnie funkcjonować.
Prof. Chazan niczym wiejski pleban pacjentce ze swojego szpitala sprokurował drogę krzyżową, występując przeciw świeckiemu prawodawstwu w imię sumienia, którym wyciera gebę.
Innym chorobliwym zjawiskiem było wystąpienie katolickich hierarchów, którzy posłali w bój owieczki wkładając im do rąk różańce i inne szamańskie naczynia do walki ze spektaklem "Golgota Picnic".
Kościół zabiera co nie swoje, stosując strategię szczwanego lisa. Autorka przypomina, że Kościół ze swojego kanonu prawniczego dopiero w 2012 roku wykreślił tortury. To instytucja opresyjna, na czele której ostatnio został postawiony wilk w owczej skórze papież Bergoglio.
Nie-katolicy, ocknijcie się, to jest też nasz kraj. >>>
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Sposób na Kościół
Jak powszechnie wiadomo Kościół katolicko-polski broni wartości chrześcijańskich. Wartości te są zapomniane przez aktualnie panujący rząd i przez większość Polek i Polaków. Tych wartości jest cały katalog i zbierze się ich więcej niż dekalog.
Wartość patriotyczna była broniona w sobotę na Jasnej Górze przez kiboli przed Donaldem Tuskiem: "Polska to my, a nie Donald i jego psy". Średnio się poczułam, jako pies, a dokładnie suka, czego jednak nie robi się dla patriotyzmu.
Kościół od zawsze broni dziecka poczętego przed nazywaniem go płodem, jest to w numeracji najważniejszych druga wartość, wartość życia w każdej postaci, pierwszą wartością niezmiennie pozostaje Bóg. Wartość życia tylko ustępuje wartości życia po śmierci, tj. obcowania z Bogiem.
Na tę obronę wartości życia, wartość chrześcijańsko-polską składa się obrona Kościoła przed aborcją, przed in vitro i ostatni trend - obrona przed gender. Kościół wie, że najlepszą obroną jest atak, więc wypowiedział wojnę gender, która jak powszechnie wiadomo jest ideologią taką, jak faszyzm i komunizm, co zdefiniował sztabowiec kościelny ks. Dariusz Oko, a na pole walki wprowadził marszałek abp. Józef Michalik.
Wojnę z gender Kościół prowadzi od kilku miesięcy, chce ją wykurzyć z uniwersytetów i uczelni, gdzie otrzymała status co najmniej fakultatywny, chce wykurzyć z przedszkoli, gdzie ideologią gender zarażane są dzieci, a to chłopcu każą się przebierać w dziewczynkę, a dziewczynce nosić spodnie.
W tej wojnie z gender nieco zapomniany został najstarszy front walki Kościoła o wartości życia poczętego, tj. walki z aborcją. Przypomniał o tym inny sztabowiec kościelny z Opus Dei prof. Andrzej Zoll, który w tajemnicy z podobnymi sobie w komisji kodyfikacyjnej przy ministerstwie sprawiedliwości przygotowywał desant na prawo stanowione w Sejmie.
Wydało się, desant nie wypalił. Wrogowie są czujni, nie śpią, odezwały się feministki. Jedna z nich Katarzyna Bratkowska ogłosiła, że w wigilie Bożego Narodzenia dokona aborcji, co najpierw spotkało się z miłosierdziem chrześcijańskim, jeden z zakonników chciał adoptować dziecko, byle feministka donosiła płód (przepraszam: dziecko poczęte) do połogu. Jak wiadomo w Polsce dzieci rodzą się na etapie zygoty, a nie w połogu.
Okazało się, że ciąża była urojona, ale wieść rozeszła się po panach Polakach. Zaatakowali feministkę z właściwym impetem patriotów, co to kulom się nie kłaniają. Bratkowska nawet zaczęła się bać wychodzić z domu. A bo to wiadomo, co może najść takiego patriotę wyznającego wartości chrześcijańsko-polskie.
Już Kościół zacierał ręce, że poradził sobie z Bratkowską, gdy nieoczekiwanie nadeszła dla niej pomoc ze strony szwadronu feministek. Na Facebooku i portalu codziennikfeministyczny.pl ogłosiły, że "Katarzyna Bratkowska jest moja bohaterką" i dlatego w Święto Trzech Króli przerwą ciążę.
Gdy Bratkowska chciała przerwać ciążę, jeden zakonnik zapowiedział adopcję i chęć wyjścia z Kościoła. Teraz można oczekiwać, że jakiś klasztor zupełnie opustoszeje. A gdy wszystkie feministki ogłoszą dokonanie aborcji, to polski Kościół może pozbyć się kleru zupełnie.
To jest jakiś sposób na Kościół. Aby przerwać ciążę, trzeba być w tej ciąży. Nie pozostaje mi nic innego, jak przystąpić do jej uskutecznienia, bo nie mogę liczyć na zwiastowanie. Ja nie z tych.
Więcej pod tym linkiem.
Wartość patriotyczna była broniona w sobotę na Jasnej Górze przez kiboli przed Donaldem Tuskiem: "Polska to my, a nie Donald i jego psy". Średnio się poczułam, jako pies, a dokładnie suka, czego jednak nie robi się dla patriotyzmu.
Kościół od zawsze broni dziecka poczętego przed nazywaniem go płodem, jest to w numeracji najważniejszych druga wartość, wartość życia w każdej postaci, pierwszą wartością niezmiennie pozostaje Bóg. Wartość życia tylko ustępuje wartości życia po śmierci, tj. obcowania z Bogiem.
Na tę obronę wartości życia, wartość chrześcijańsko-polską składa się obrona Kościoła przed aborcją, przed in vitro i ostatni trend - obrona przed gender. Kościół wie, że najlepszą obroną jest atak, więc wypowiedział wojnę gender, która jak powszechnie wiadomo jest ideologią taką, jak faszyzm i komunizm, co zdefiniował sztabowiec kościelny ks. Dariusz Oko, a na pole walki wprowadził marszałek abp. Józef Michalik.
Wojnę z gender Kościół prowadzi od kilku miesięcy, chce ją wykurzyć z uniwersytetów i uczelni, gdzie otrzymała status co najmniej fakultatywny, chce wykurzyć z przedszkoli, gdzie ideologią gender zarażane są dzieci, a to chłopcu każą się przebierać w dziewczynkę, a dziewczynce nosić spodnie.
W tej wojnie z gender nieco zapomniany został najstarszy front walki Kościoła o wartości życia poczętego, tj. walki z aborcją. Przypomniał o tym inny sztabowiec kościelny z Opus Dei prof. Andrzej Zoll, który w tajemnicy z podobnymi sobie w komisji kodyfikacyjnej przy ministerstwie sprawiedliwości przygotowywał desant na prawo stanowione w Sejmie.
Wydało się, desant nie wypalił. Wrogowie są czujni, nie śpią, odezwały się feministki. Jedna z nich Katarzyna Bratkowska ogłosiła, że w wigilie Bożego Narodzenia dokona aborcji, co najpierw spotkało się z miłosierdziem chrześcijańskim, jeden z zakonników chciał adoptować dziecko, byle feministka donosiła płód (przepraszam: dziecko poczęte) do połogu. Jak wiadomo w Polsce dzieci rodzą się na etapie zygoty, a nie w połogu.
Okazało się, że ciąża była urojona, ale wieść rozeszła się po panach Polakach. Zaatakowali feministkę z właściwym impetem patriotów, co to kulom się nie kłaniają. Bratkowska nawet zaczęła się bać wychodzić z domu. A bo to wiadomo, co może najść takiego patriotę wyznającego wartości chrześcijańsko-polskie.
Już Kościół zacierał ręce, że poradził sobie z Bratkowską, gdy nieoczekiwanie nadeszła dla niej pomoc ze strony szwadronu feministek. Na Facebooku i portalu codziennikfeministyczny.pl ogłosiły, że "Katarzyna Bratkowska jest moja bohaterką" i dlatego w Święto Trzech Króli przerwą ciążę.
Gdy Bratkowska chciała przerwać ciążę, jeden zakonnik zapowiedział adopcję i chęć wyjścia z Kościoła. Teraz można oczekiwać, że jakiś klasztor zupełnie opustoszeje. A gdy wszystkie feministki ogłoszą dokonanie aborcji, to polski Kościół może pozbyć się kleru zupełnie.
To jest jakiś sposób na Kościół. Aby przerwać ciążę, trzeba być w tej ciąży. Nie pozostaje mi nic innego, jak przystąpić do jej uskutecznienia, bo nie mogę liczyć na zwiastowanie. Ja nie z tych.
Więcej pod tym linkiem.
niedziela, 8 września 2013
Ludzi i prawo można urobić jak plastelinę
W najnowszym "Tygodniku Powszechnym" Cezary Łazarewicz opisuje, jak w Polsce tworzy się prawo. Przykładem jest ustawa o recyklingu i utylizacji akumulatorów. Okazuje się, że to rynek, na którym można całkiem dobrze się obłowić. Najwięcej zawsze zgarnia monopolista lub niewielka ilość firm. W wypadku recyklingu akumulatorów liczą się trzy firmy branżowe, wśród nich najpotężniejsza, której obroty roczne wynoszą 400 mln zł. Tą firmą jest Orzeł Biały SA z Piekar Śl.
Ministerstwo Środowiska chciało w ubiegłym roku zliberalizować ustawę o recyklingu, gdyż obowiązujące prawo w kraju jest jednym z najbardziej restrykcyjnych w UE. Taka ustawa dopuszczała inne firmy do interesu, ale uderzała w Orła Białego. Ci zaś szybko poszli po rozum do głowy. Ustawę trzeba zablokować, postanowili. Więc wynajęli firmę PR, aby wpłynęła na tworzone prawo poprzez dostępne narzędzia wpływu.
PR zajęła się MDI Strategic Solutions, spółka dwóch byłych dziennikarzy śledczych: Macieja Gorzelińskiego i Rafała Kasprówa. MDI jest już liczącą się firmą na rynku, bowiem medialnie obsługuje Orlen, PZU, KGHiM. Ich największa wartość to wpływanie - czyli pisząc dosadnie: wywieranie nacisku - na media.
Orzeł Biały miał tylko jeden cel: stara ustawa ma nadal obowiązywać, nowa zaś wędruje do kosza. Byli dziennikarze wyszli ze słusznego skądinąd spostrzeżenia, że największą siłę przebicia w tak nieostrej ustawie ma głos opinii publicznej, a ten kształtowany jest przez dziennikarzy. Wszak sami pracowali w mediach i byli nielichymi fachowcami.
I zaczęły ukazywać się w tygodnikach i dziennikach materiały krytykujące zapisy nowej ustawy, do których materiały odpowiednio spreparowane nadesłali bardzo kumaci PR-owcy. Od pierwszego materiału opublikowanego w październiku ubiegłego roku do końca roku takich publikacji "wpływu" ukazało się kilkadziesiąt w prasie, radiu, telewizji i w internecie.
Ich wymowa była bardzo podobna: nowa ustawa spowoduje, że dojdzie do dzikiego recyklingu akumulatorów, a to jest zagrożeniem dla środowiska. Na koniec wkroczył były wiceminister spraw wewnętrznych, generał policji Andrzej Rapacki. Zagrzmiał z trybuny swojego autorytetu. Dołożono w odpowiednim czasie klip na You Tube z lektorką Krystyną Czubówną.
I co? Inicjator liberalizującej ustawy minister Piotr Woźniak wycofał się rakiem. Czy został publikacjami przekonany, że nowa inicjatywa ustawodawcza jest błędna, czy też jakieś inne miękkie bądź twarde dołożone zostały argumenty, w każdym razie Orzeł Biały uzyskał to co chciał. Nadal obowiązuje stara ustawa.
Orzeł Biały ta akcja kosztowała tylko 120 tys. euro, przychody przedsiębiorstwa zostały utrzymane, a może nawet zwiększone. Czyli opłaca się wpływać na prawo, wynajmować byłych dziennikarzy, bo oni wiedzą, jak manipulować umysłami, emocjami i przekonaniami. Sugestywna robota PR to plastelina w rękach fachowców. Najpierw urabia się ludzi, a potem prawo jak plastelinę dla swoich potrzeb. Taki jest świat, niedobry świat, ale innego nie ma świata.
niedziela, 1 września 2013
Kaczyński wysłał SMS-a do swoich podwładnych
Jarosław Kaczyński (rękami zapewne Adama Hofmana) rozesłał do członków swojej partii SMS-a, w którym zabronił udziału w proteście związków zawodowych, który zaczyna się 14 września.
I nie dlatego mają zaprzestać marszów i innych czynów ulicznych skierowanych przeciw Donaldowi Tuskowi, iż prezesowi PiS w głowie się odmieniło, ale że SLD i Leszek Miller doproszeni do protestu przez OPZZ, mogliby spowodować konfuzję u tzw. patriotów.
To niekoniecznie musi być powód najważniejszy politycznie, bo nie wszystko wiemy o kulisach tej decyzji. Kolejną argumentacją jest, iż związkowcy będą koczować pod Sejmem, a nie kancelarią prezesa rady ministrów. To także bzdura na resorach, bo już Sejm był blokowany, a Piotr Duda przez Kaczyńskiego oklaskiwany.
Prezes w SMS-ie uspokaja: będziecie swoje deptać. "PiS (w rocznicę marszu w obronie TV Trwam) w dniu 28 września (sobota) będzie organizatorem wspólnie z Rodziną Radia Maryja mszy dziękczynnej oraz koncertu na Placu Trzech Krzyży w Warszawie".
Pielgrzymi i piechurzy PiS musieli odetchnąć. Nogi im chodzą same (kończyny górne też by zaangażowali), a prezes im zabrania. Mają jednak rekompensatę. A przy okazji warto zauważyć, iż w kalendarzu pojawiła się nowa rocznica "marszu w obronie TV Trwam".
Najnowsza polityka opozycji opiera się na marszach: w obronie, w miesięcznice, w budzenie Polaków, w święta narodowe. A wszystko przeciw Tuskowi, bo dziwnym trafem - zapewne przez pomyłkę - jest zwycięskim w demokratycznych procedurach.
Tylko jednego w Polsce brak: rozsądku debat. Kto jednak zajmowałby się światłem rozumu, kiedy można pielgrzymować i deptać w siną dal.
piątek, 9 sierpnia 2013
Tomasz Lis by nie wytrzymał, wstał i w mordę dał
Tomasz Lis komentując w TOK FM atak Oskara W. na Grzegorza Miecugowa podczas Przystanku Woodstock wyraził się nader prostolinijnie, iż "by chyba nie wytrzymał, wstał i w mordę dał".
Lisa trudno nie doceniać, jako dziennikarza, a także jego siłę, zwłaszcza, że przebiegnięcie maratonu nie robi na nim wrażenia. Ma krzepę nie tylko intelektualną, ale tę usadowioną w mięśniach.
A jednak obawiam się. Mianowicie, iż jakiś osiłek "patriota" zechce to sprawdzić. A mają takowych pałkarzy z ogolonymi łbami i takim samym rozumem.
Lepiej tubylczych "patriotów" nie wywoływać na scenę publiczną, dla kwadransa sławy (Warhol) gotowi są zrobić wszystko. Dać się nawet zamknąć, jak niesławny kibol "Staruch", który na tej fali (nie)sławy został felietonistą u Sakiewicza.
Ostrożnie, bo jak Monika Olejnik może dojść do tego, iż będziemy pytać: "Przepraszam, czy tu biją?"
niedziela, 23 czerwca 2013
Psychopolak, czyli jak sobie nie radzimy z życiem
Najnowszy "Newsweek" odkrywa nową epidemię, wręcz "dżumę" XXI wieku, która dotknęła Polaków - lęk przed życiem. Na tę chorobę cierpi 8 mln rodaków, to znaczy, że co czwarty Polak cierpi na stany urojeniowe, omamy, depresje, wszelakie lęki.
To zastraszająco dużo. Boimy się życia, rzeczywistości, decyzji, boimy się siebie i innych. Psycholodzy wręcz twierdzą, że jesteśmy życiowymi samobójcami.
Taki stan psychiczny jest autodestrukcją, jesteśmy sami sobie winni. Stawiamy sobie wymagania, które doprowadzają nasze organizmy do ruiny. Co gorsza, nie jesteśmy gotowi, aby nam postawiono diagnozy. Boimy się zwrócić z prośbą do specjalisty, boimy się posądzenia, iż zostaniemy stygmatyzowani "wariatami".
A to droga do spirali jeszcze większych koszmarów. Ten cholerny lęk przed życiem uniemożliwia nam zdrowe emancypowanie się, cieszenie się z dnia codziennego, radość z samego siebie. Gdy jesteśmy stygmatyzowani przez siebie, jeszcze bardziej ranimy innych.
Cholerny Polak, psychol - najczęściej z własnego powodu.
wtorek, 18 czerwca 2013
Guziała lewy sierpowy w HGW i Platformę
Dla Platformy Obywatelskiej obecnie wcale nie musi okazać się najgroźniejsza partia Jarosława Kaczyńskiego. Cios warszawski może okazać się o wiele groźniejszy w skutkach, niż początkowo wyglądał. A wyprowadził go lewym sierpowym burmistrz Ursynowa Piotr Guział. Zamierzył się celnie, bo trafił. Zebrał potrzebną ilość głosów w sprawie referendum odwołania z prezydenta Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Guział to postać, której wróży się karierę, nie tylko na stołecznej samorządowej scenie. Wyszedł z SLD, stworzył Warszawską Wspólnotę Samorządową. Tak zrobił to udanie, iż objął we władanie warszawski Ursynów. Właśnie zamierzył się na najważniejszy matecznik PO - i na razie I rundę wygrywa. Polityk PO Gronkiewicz-Waltz jeszcze nie jest liczona, ale solidnie chwieje się na nogach, a na pewno spadła w rankingu wewnętrznym PO.
Guział może sięgnąć po lewicowy prymat i wcale nie musi to był SLD. W tej chwili przyszłość kroi się przed nim świetlana, acz trudno do odgadnięcia, bo oślepia tymczasowym sukcesem. Co dalej z Warszawą? Przede wszystkim PiS nie ma się z czego cieszyć, sam Guział powiedział, aby partia Kaczyńskiego nie przebierała nogami, gdyż nie wyklucza koalicji swego podmiotu samorządowego WWS z PO.
W tej chwili pytanie najistotniejsze z punktu widzenia demokracji, kiedy referendum się odbędzie? Gdyby doszło do niego porą wakacyjną, może stać się, iż nie będzie wystarczającej frekwencji, aby wyniki mogły stać się ważne.
Gdyby terminem referendum miała być wczesna jesień, prawdopodobieństwo potrzebnej frekwencji gwałtownie wzrasta, a wówczas HGW odchodzi. Mogłoby dojść do wojny prawnej, bo do wyborów nie musiałoby dojść, karty rozdawałby wojewoda mazowiecki, który postawiłby na zarząd stolicą poprzez komisarza.
Ale też może dojść do jakiejś wcześniejszej ugody i zostać wygenerowany kandydat, bądź komisarz, zadowalający najważniejsze stołeczne strony polityczne: PO, WWS i SLD.
Wygranym w Warszawie w tej chwili jest jeden - Guział. Jak zechce spożytkować swoją przewagę? Czy zdecyduje się na bój i jaki? Czy jednak pozostanie przy systematycznym budowaniu wizerunku polityka, który inwestuje w przyszłość i karierę na arenie ogólnopolskiej?
Guział obnażył słabości PO, zrobił to o wiele skuteczniej niż PiS ze swoim para-premierem Piotrem Glińskim. Czy ma szanse posłać PO na deski w symbolicznej postaci HGW? Pani prezydent może przegrać, PO raczej nie. Wyrósł gracz bardzo obiecujący, który znalazł sposób na Goliata. Obecnie walki w terenie Guział może przekuć na korzyści polityczne, zarówno dla siebie, jak dla Warszawy, a może Polski.
Za sprawą Guziała polityka przestała być jednostronna - POPiSowa. Burmistrz Ursynowa w te dobrze naoliwione nienawiścią tryby wrzucił kamyk. Zazgrzytało i zatrzymało. Aby miało to sens, powinno po referendum, ewentualnych wyborach ruszyć żwawiej niż dotychczas, bo taki jest sens zbierania podpisów o referendum odwołania HGW.
Subskrybuj:
Posty (Atom)