czwartek, 6 grudnia 2012
Kaczyński znowu wydalił trotyl
Na sejmowej komisji sprawiedliwości naczelny wojskowy prokurator Jerzy Artymiuk na temat trotylu powiedział, iż "niektóre detektory użyte w Smoleńsku wykazały obecność TNT - trotylu. Co nie oznacza, że z całą pewnością mamy do czynienia z materiałami wybuchowymi".
Podobne brzmienie, jak 30 października o "cząstkach wysokoenergetycznych" innego prokuratora wojskowego Ireneusza Szeląga.
Ale to spowodowało rejwach w spiskowych umysłach Macierewicza i zwolenników zamachu.
Prokuratura doprecyzowało swoje stanowisko w specjalnym komunikacie, który jest jednoznaczny, opisała to w 6. punktach, w których dobitnie stwierdza się, że wybuch na pokładzie tupolewa za pomocą trotylu nie wchodzi w rachubę (zamachu nie było).
Ale to nie dotarło do umysłu Jarosława Kaczyńskiego.
Na specjalnej konferencji prasowej ten niewydarzeniec polityki doszedł swoim koślawym umysłem, iż "doszło do wydarzeń, które zagrażają wolności słowa". Prezes PiS domaga się, aby Gmyz został przywrócony do pracy. Tak się spodobała Kaczyńskiemu teza o trotylu na tupolewie, którą wysnuł Gmyz, że chciałby się zamienić w jego pracodawcę, ale leń nigdy nie stworzył miejsca pracy, jedynie żyje na koszt podatników polskich. Nawet nie nauczył się podstaw cywilizowanego człowieka.
Polska to nie republika kurdupli - to powinien przyjąć do wiadomości nieudacznik, z powodu którego zginęło 96 osób w katastrofie smoleńskiej, w tym jego brat. Znowu Kaczyński wydał z siebie odgłos trotylu, który ma zapach jego polityki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz