Jak powszechnie wiadomo Kościół katolicko-polski broni wartości chrześcijańskich. Wartości te są zapomniane przez aktualnie panujący rząd i przez większość Polek i Polaków. Tych wartości jest cały katalog i zbierze się ich więcej niż dekalog.
Wartość patriotyczna była broniona w sobotę na Jasnej Górze przez kiboli przed Donaldem Tuskiem: "Polska to my, a nie Donald i jego psy". Średnio się poczułam, jako pies, a dokładnie suka, czego jednak nie robi się dla patriotyzmu.
Kościół od zawsze broni dziecka poczętego przed nazywaniem go płodem, jest to w numeracji najważniejszych druga wartość, wartość życia w każdej postaci, pierwszą wartością niezmiennie pozostaje Bóg. Wartość życia tylko ustępuje wartości życia po śmierci, tj. obcowania z Bogiem.
Na tę obronę wartości życia, wartość chrześcijańsko-polską składa się obrona Kościoła przed aborcją, przed in vitro i ostatni trend - obrona przed gender. Kościół wie, że najlepszą obroną jest atak, więc wypowiedział wojnę gender, która jak powszechnie wiadomo jest ideologią taką, jak faszyzm i komunizm, co zdefiniował sztabowiec kościelny ks. Dariusz Oko, a na pole walki wprowadził marszałek abp. Józef Michalik.
Wojnę z gender Kościół prowadzi od kilku miesięcy, chce ją wykurzyć z uniwersytetów i uczelni, gdzie otrzymała status co najmniej fakultatywny, chce wykurzyć z przedszkoli, gdzie ideologią gender zarażane są dzieci, a to chłopcu każą się przebierać w dziewczynkę, a dziewczynce nosić spodnie.
W tej wojnie z gender nieco zapomniany został najstarszy front walki Kościoła o wartości życia poczętego, tj. walki z aborcją. Przypomniał o tym inny sztabowiec kościelny z Opus Dei prof. Andrzej Zoll, który w tajemnicy z podobnymi sobie w komisji kodyfikacyjnej przy ministerstwie sprawiedliwości przygotowywał desant na prawo stanowione w Sejmie.
Wydało się, desant nie wypalił. Wrogowie są czujni, nie śpią, odezwały się feministki. Jedna z nich Katarzyna Bratkowska ogłosiła, że w wigilie Bożego Narodzenia dokona aborcji, co najpierw spotkało się z miłosierdziem chrześcijańskim, jeden z zakonników chciał adoptować dziecko, byle feministka donosiła płód (przepraszam: dziecko poczęte) do połogu. Jak wiadomo w Polsce dzieci rodzą się na etapie zygoty, a nie w połogu.
Okazało się, że ciąża była urojona, ale wieść rozeszła się po panach Polakach. Zaatakowali feministkę z właściwym impetem patriotów, co to kulom się nie kłaniają. Bratkowska nawet zaczęła się bać wychodzić z domu. A bo to wiadomo, co może najść takiego patriotę wyznającego wartości chrześcijańsko-polskie.
Już Kościół zacierał ręce, że poradził sobie z Bratkowską, gdy nieoczekiwanie nadeszła dla niej pomoc ze strony szwadronu feministek. Na Facebooku i portalu codziennikfeministyczny.pl ogłosiły, że "Katarzyna Bratkowska jest moja bohaterką" i dlatego w Święto Trzech Króli przerwą ciążę.
Gdy Bratkowska chciała przerwać ciążę, jeden zakonnik zapowiedział adopcję i chęć wyjścia z Kościoła. Teraz można oczekiwać, że jakiś klasztor zupełnie opustoszeje. A gdy wszystkie feministki ogłoszą dokonanie aborcji, to polski Kościół może pozbyć się kleru zupełnie.
To jest jakiś sposób na Kościół. Aby przerwać ciążę, trzeba być w tej ciąży. Nie pozostaje mi nic innego, jak przystąpić do jej uskutecznienia, bo nie mogę liczyć na zwiastowanie. Ja nie z tych.
Więcej pod tym linkiem.